poniedziałek, 4 lutego 2013

futrzana kamizelka


Choć bardzo lubię modę, to nigdy, przenigdy nie podążałam za nią za wszelką cenę. Modowe hity, charakterystyczne dla jednego sezonu omijam szerokim łukiem, bo wiem, że wszelkie namiętności, które rodzą się gwałtownie, równie gwałtownie odchodzą i człowiek nie bardzo chce do nich wracać. Może to już kwestia niezbyt młodego wieku, który sprawia, że nie jestem już tak impulsywna, a może fakt, że sama szyję i na to potrzebuję czasu. Tak czy inaczej moja garderoba jest starannie przemyślana i ponadczasowa. Czasem jednak, choć naprawdę niezwykle rzadko, mam ochotę na jakiś modowy przebój. Zwykle jednak dzieje się tak wtedy, gdy  ten przebój jest już w tzw. odwrocie. Futrzana kamizelka świeci tryumfy od bodajże dwóch, czy trzech sezonów. A ja dopiero tej zimy do niej dojrzałam i bardzo zapragnęłam ją mieć Naprzeciw temu pragnieniu wyszła moja mama, która przypomniała mi o pewnym futerku, które nosiłam w bardzo wczesnej młodości. Wiem, że moja mama ma tendencje do chomikowania, ale nie spodziewałam się, że owo futerko zostało przez nią tak starannie przechowane i dotrwało w stanie niezmienionym aż do dziś. Z pomocą przyszedł zaprzyjaźniony krawiec, który odpruł fachowo rękawy ...no i futrzaną kamizelkę mam.
Zachęcam wszystkie modnisie do grzebania w zakamarkach swoich szaf, przerabiania i kombinowania, jakby tu odświeżyć stary ciuch.
Jak na razie nic się u mnie nie zmienia i nie bardzo mam czas na szycie nowych ubrań. Mam już jednak mnóstwo pomysłów na przeróbki i poprawki, tych  ciuszków, które już mam. Dać nowe życie starej rzeczy, to bardzo fajne uczucie i satysfakcja gwarantowana:) zapewniam:)















piątek, 25 stycznia 2013

szary płaszczyk



Szyciem ubrań zajmuję się od wielu wielu lat. Nigdy jednak nie porwałam się na uszycie ubioru wierzchniego. Uważam, że to już wyższa szkoła jazdy. Wymaga odpowiedniego sprzętu, doświadczenia i niemałej siły fizycznej. Na szczęście jedna z bliskich mi osób zajmuje się tzw. krawiectwem ciężkim i w mojej szafie jest sporo płaszczyków jej autorstwa. Na ogół wygląda to tak, że wybieram model, przygotowuję formę, kupuję tkaninę i o resztę już się nie martwię. Tak więc mimo wszystko, jakiś własny udział w całym przedsięwzięciu napewno mam.

Dziś pokażę jeden z takich płaszczyków. Model z Burdy- być może znany niejednej szyjącej i kupującej ten magazyn. Uszyty z niezbyt grubej wełenki, ale za to podbity bardzo grubą ociepliną. Sprawdza się znakomicie, nawet w tak tęgie mrozy, jakie panują teraz.
Szkoda, że krawiectwo miarowe odchodzi już w zapomnienie. Ja czasem korzystam i będę korzystać jak długo się daJ
















czwartek, 24 stycznia 2013

powracam


...po długiej, bardzo długiej przerwie, spowodowanej totalnym brakiem czasu i możliwości szyciowych.
Tęsknota za tym szyciem i chwaleniem się nim, potrzeba jakiegoś dziwnego ekshibicjonizmu, a może inne pobudki sprawiły, że bardzo doskwierała mi ta nieobecność. 
Zawsze interesowała mnie moda i lubiłam o niej rozmawiać. Obecny tryb życia i związane z nim ograniczenia sprawiają, że rzadko mam ku temu okazje. Głównym założeniem mojego bloga było prezentowanie mojego udziału w tworzeniu mody poprzez szycie własnych ubrań. Nie chciałabym jednak, aby braki czasowe sprawiły, że będę zmuszona całkowicie  zawiesić jego istnienie. Dlatego też postanowiłam powrócić, może trochę w innej formule, ale jednak być. Będę wracać do  mojego szyciowego archiwum, a może niedługo uda mi się w końcu stworzyć coś nowego.
Jestem dojrzałą kobietą  ( choć mam małe dzieci) i zaczynam ostatnio miewać wątpliwości, czy to, co noszę jest odpowiednie dla mojego wieku. Daleka jestem od ustawiana kobiet w pewnym wieku w szeregu niemodnych i okutych w byle co bab, nie grozi mi także wygląd ala. „dzidzia piernik”, bo nigdy nie miałam inklinacji w kierunku noszenia ubrań typowych dla tego gatunku, to jednak czasem targa mną niepewność i zwyczajnie obawiam się wygłupić. Mam nadzieje, że na tym blogu znajdę kreatywne opinie i porostu dowiem się czegoś więcej o sobie.

Poza tym blogowanie to bardzo duża frajdaJ






poniedziałek, 23 lipca 2012

niewolnictwo





Miało być w tym poście o czerni, która w ubiorze uzależniła mnie od siebie w sposób absolutny, ale napiszę o tym  innym razem. Dziś skupię się na innym uzależnieniu, bez którego nie byłoby tego bloga, czyli szyciu. 
Ostatnio sporo podróżowałam po Polsce - głównie Podlasie i Mazury. Pogoda była kapryśna i nie sprzyjała plażowaniu (wymyślone przeze mnie pareo z poprzedniego posta wcale się nie przydało). Ponieważ jednak towarzyszyła mi mama, która chętnie zajmowała się dzieciakami, miałam czas by pobuszować w zamiejscowych lumpikach. Ku mojemu zaskoczeniu obłowiłam się niesamowicie w tak piękne rzeczy i w takiej ilości, że w mojej głowie zrodziła się wątpliwość: a po co mi to całe szycie, kiedy to praktycznie za grosze można się ubrać od stóp do głowy i do tego modnie i nietuzinkowo. I tak sobie pielęgnowałam tę myśl i już nawet planowałam, że sprzedam materiały i pochowam sprzęty ....aż do dnia, kiedy to wróciłam do domu. Spojrzałam na te cudne tkaniny, stosy czasopism z wykrojami i moje dwie bidulki:maszynę i overlock i tak strasznie zatęskniłam, że  jedną z pierwszych rzeczy jakie uczyniłam było urządzenie zupełnie nowego kącika do szycia. O tak, moja miłość do szycia jest wielka i niewolnicza. Czasem trochę przygasa, czasem są sprawy ważniejsze ale nieustannie trwa i będzie trwała. Nigdy nie przestanę szyć. I choćbym mogła kupować stosy nowych i modnych ciuchów, to i tak dla mnie najpiękniejsze będą te, które sama uszyłam. 
Za kilka dni znowu wyjeżdżam, a mój kącik zostaje i czeka na mnie. Niestety do końca wakacji raczej nie uda nam się stworzyć nic nowego.

Pozdrawiam
Aga












Mój nowy krawiecki kącik

czwartek, 5 lipca 2012

blondynka w czerni

Są takie dni, że w żaden sposób nie mogę się pogodzić z faktem, iż w ciągu ostatnich dziesięciu lat, z drobnej, szczupluteńkiej blondyneczki przeistoczyłam się w dużą, masywną blondynę. Wiem, że w tym czasie urodziłam dwoje dzieci, dbam o siebie i w moim wieku głodzenie się, by osiągnąć dawną wagę mogłoby mieć zgubne dla mojej urody skutki. Wiem, że nie muszę już mieć figury modelki, bo najważniejsze jest przecież zdrowie i dzieci itd. a jednak są takie dni.... 
Bliska perspektywa wakacyjnych podróży i plażowania nad wszelkimi wodami, skutkujące potrzebą odsłonięcia większego kawałka ciała sprawiły, że wpadłam dzisiaj w panikę. Gdybym mogła to pewnie zległabym na na tych plażach na płasko, czmychając od czasu do czasu ukradkiem do wody, ale mam przecież małe dzieci. Trzeba więc będzie taplać się radośnie nad brzegiem, o leżakowaniu  nie myśląc raczej absolutnie. Przygnębiona bardzo tym faktem, cały ranek spędziłam na rozmaitych przymiarkach - jakby tu ukryć to i owo. W końcu złapałam sopory kupon jedwabnego szyfonu, obrzuciłam go  i powstało mega paero. Ale to niestety  nie wszystko. Próbom związania go w najbardziej satysfakcjonujący sposób nie było końca. Każdy efekt był na początku niezadowalający. Wiązanie do  pasa odpada bo brzuch, na szyi zbyt dusząco. Przywiązałam wreszcie do ramiączek kostiumu i ulga, poczułam się bardzo komfortowo. Pierwsza próba podczas plażowania z dzieciakami w przydomowym ogródku wypadła celująco. Może w takim zakuciu będę wyglądać trochę dziwnie i podejrzanie, ale trudno najważniejsza moja swoboda i dobre samopoczucie.
No to się wygadałam i trochę mi ulżyło Na szczęście już za dwa miesiące jesień  i łatwiej będzie ukryć sadełko a i moda bardziej łaskawa dla czerni - no właśnie w następnym poście będzie o czerni- to jednak zdecydowanie mój kolor i zdecydowanie moja kolejna obsesja.

pozdrawiam

Aga





piątek, 29 czerwca 2012

prosty top

Muszę przyznać,że aktualne modowe trendy bardzo mi sprzyjają. Proste, luźne fasony nie tylko pozwalają ukryć zbędne krągłości, ale też są łatwe i szybkie w szyciu. Przy moich ograniczeniach czasowych to bardzo ważna sprawa. 
Kilka dni temu uszyłam taką oto prostą bluzkę, z lekko asymetrycznym dołem. Gdyby nie moja chorobliwa dbałość o perfekcyjne wykończenie, powstałaby na prawdę w mgnieniu oka. Tkaninę - idealną na lato wiskozę-kupiłam, aż nie chce mi się wierzyć,w 2002 r. Tak więc po dziesięciu latach leżakowania bidulka w końcu doczekała się uszycia i ma dzisiaj wielki dzień: zakończenie roku szkolnego u mojego starszego synka oraz debiut w necie. Jeśli więc nawet kolorystyka nie jest zbyt na czasie (choć bardzo w moim stylu) miejcie proszę na względzie jej trudną przeszłość i w swojej ocenie bądźcie dla niej, możliwie jak najbardziej łaskawi. 
















sobota, 23 czerwca 2012

wyjątkowy dzień

Szyciem zajmuję się od bez mała 20 lat. Pamiętam, że jako młoda dziewczyna, siadając do maszyny, snułam plany, jakie to sukieneczki uszyję kiedyś dla mojej córeczki. Los obdarzył mnie jednak dwoma wspaniałymi chłopakami. Kocham ich nieprawdopodobnie mocno, i nie wyobrażam sobie że mogłoby  być inaczej. Dzisiaj mój młodszy synek skończył rok. To najbardziej niezwykła i najwspanialsza niespodzianka jaka spotkała mnie w życiu. A sukieneczki? No cóż, chyba nadal będę je szyła tylko dla siebie!