Szyciem ubrań zajmuję się od
wielu wielu lat. Nigdy jednak nie porwałam się na uszycie ubioru wierzchniego.
Uważam, że to już wyższa szkoła jazdy. Wymaga odpowiedniego sprzętu, doświadczenia
i niemałej siły fizycznej. Na szczęście jedna z bliskich mi osób zajmuje się
tzw. krawiectwem ciężkim i w mojej szafie jest sporo płaszczyków jej autorstwa.
Na ogół wygląda to tak, że wybieram model, przygotowuję formę, kupuję tkaninę i
o resztę już się nie martwię. Tak więc mimo wszystko, jakiś własny udział w
całym przedsięwzięciu napewno mam.
Dziś pokażę jeden z takich
płaszczyków. Model z Burdy- być może znany niejednej szyjącej i kupującej ten magazyn.
Uszyty z niezbyt grubej wełenki, ale za to podbity bardzo grubą ociepliną. Sprawdza
się znakomicie, nawet w tak tęgie mrozy, jakie panują teraz.
Szkoda, że krawiectwo miarowe
odchodzi już w zapomnienie. Ja czasem korzystam i będę korzystać jak długo się daJ
Bardzo fajny płaszczyk. Lubię szary. Ps. A ile masz lat jeśli można wiedzieć?
OdpowiedzUsuńStara baba jestem:) ale pocieszam się, bo podobno życie zaczyna się właśnie po czterdziestce, wiec nadszedł mój czas:)
UsuńJa za 5 lat będę miała 40 :) Stara to będę po 70 -ce :):):)
UsuńDziękuję za odwiedziny i komentarz. Chętnie obserwuję:)
OdpowiedzUsuńJa raz jedyny zamowilam plaszcz na wymiar i to byla porazka. TWOJ plaszczyk ma ciekawy kroj, ladnie w nim wygladasz, jednak dodalabym jakis kolorowy szal dla ozywienia. Mam nadzieje, ze nie urazilam Cie tym komentarzem.
OdpowiedzUsuńMasz zupełną rację z tym szalem,tylko że ja jestem jakoś na bakier z kolorami.
UsuńJak patrzę na te zdjęcia to też myślę, że przydałoby się coś co nieco ożywić:)