poniedziałek, 23 lipca 2012

niewolnictwo





Miało być w tym poście o czerni, która w ubiorze uzależniła mnie od siebie w sposób absolutny, ale napiszę o tym  innym razem. Dziś skupię się na innym uzależnieniu, bez którego nie byłoby tego bloga, czyli szyciu. 
Ostatnio sporo podróżowałam po Polsce - głównie Podlasie i Mazury. Pogoda była kapryśna i nie sprzyjała plażowaniu (wymyślone przeze mnie pareo z poprzedniego posta wcale się nie przydało). Ponieważ jednak towarzyszyła mi mama, która chętnie zajmowała się dzieciakami, miałam czas by pobuszować w zamiejscowych lumpikach. Ku mojemu zaskoczeniu obłowiłam się niesamowicie w tak piękne rzeczy i w takiej ilości, że w mojej głowie zrodziła się wątpliwość: a po co mi to całe szycie, kiedy to praktycznie za grosze można się ubrać od stóp do głowy i do tego modnie i nietuzinkowo. I tak sobie pielęgnowałam tę myśl i już nawet planowałam, że sprzedam materiały i pochowam sprzęty ....aż do dnia, kiedy to wróciłam do domu. Spojrzałam na te cudne tkaniny, stosy czasopism z wykrojami i moje dwie bidulki:maszynę i overlock i tak strasznie zatęskniłam, że  jedną z pierwszych rzeczy jakie uczyniłam było urządzenie zupełnie nowego kącika do szycia. O tak, moja miłość do szycia jest wielka i niewolnicza. Czasem trochę przygasa, czasem są sprawy ważniejsze ale nieustannie trwa i będzie trwała. Nigdy nie przestanę szyć. I choćbym mogła kupować stosy nowych i modnych ciuchów, to i tak dla mnie najpiękniejsze będą te, które sama uszyłam. 
Za kilka dni znowu wyjeżdżam, a mój kącik zostaje i czeka na mnie. Niestety do końca wakacji raczej nie uda nam się stworzyć nic nowego.

Pozdrawiam
Aga












Mój nowy krawiecki kącik

czwartek, 5 lipca 2012

blondynka w czerni

Są takie dni, że w żaden sposób nie mogę się pogodzić z faktem, iż w ciągu ostatnich dziesięciu lat, z drobnej, szczupluteńkiej blondyneczki przeistoczyłam się w dużą, masywną blondynę. Wiem, że w tym czasie urodziłam dwoje dzieci, dbam o siebie i w moim wieku głodzenie się, by osiągnąć dawną wagę mogłoby mieć zgubne dla mojej urody skutki. Wiem, że nie muszę już mieć figury modelki, bo najważniejsze jest przecież zdrowie i dzieci itd. a jednak są takie dni.... 
Bliska perspektywa wakacyjnych podróży i plażowania nad wszelkimi wodami, skutkujące potrzebą odsłonięcia większego kawałka ciała sprawiły, że wpadłam dzisiaj w panikę. Gdybym mogła to pewnie zległabym na na tych plażach na płasko, czmychając od czasu do czasu ukradkiem do wody, ale mam przecież małe dzieci. Trzeba więc będzie taplać się radośnie nad brzegiem, o leżakowaniu  nie myśląc raczej absolutnie. Przygnębiona bardzo tym faktem, cały ranek spędziłam na rozmaitych przymiarkach - jakby tu ukryć to i owo. W końcu złapałam sopory kupon jedwabnego szyfonu, obrzuciłam go  i powstało mega paero. Ale to niestety  nie wszystko. Próbom związania go w najbardziej satysfakcjonujący sposób nie było końca. Każdy efekt był na początku niezadowalający. Wiązanie do  pasa odpada bo brzuch, na szyi zbyt dusząco. Przywiązałam wreszcie do ramiączek kostiumu i ulga, poczułam się bardzo komfortowo. Pierwsza próba podczas plażowania z dzieciakami w przydomowym ogródku wypadła celująco. Może w takim zakuciu będę wyglądać trochę dziwnie i podejrzanie, ale trudno najważniejsza moja swoboda i dobre samopoczucie.
No to się wygadałam i trochę mi ulżyło Na szczęście już za dwa miesiące jesień  i łatwiej będzie ukryć sadełko a i moda bardziej łaskawa dla czerni - no właśnie w następnym poście będzie o czerni- to jednak zdecydowanie mój kolor i zdecydowanie moja kolejna obsesja.

pozdrawiam

Aga