czwartek, 5 lipca 2012

blondynka w czerni

Są takie dni, że w żaden sposób nie mogę się pogodzić z faktem, iż w ciągu ostatnich dziesięciu lat, z drobnej, szczupluteńkiej blondyneczki przeistoczyłam się w dużą, masywną blondynę. Wiem, że w tym czasie urodziłam dwoje dzieci, dbam o siebie i w moim wieku głodzenie się, by osiągnąć dawną wagę mogłoby mieć zgubne dla mojej urody skutki. Wiem, że nie muszę już mieć figury modelki, bo najważniejsze jest przecież zdrowie i dzieci itd. a jednak są takie dni.... 
Bliska perspektywa wakacyjnych podróży i plażowania nad wszelkimi wodami, skutkujące potrzebą odsłonięcia większego kawałka ciała sprawiły, że wpadłam dzisiaj w panikę. Gdybym mogła to pewnie zległabym na na tych plażach na płasko, czmychając od czasu do czasu ukradkiem do wody, ale mam przecież małe dzieci. Trzeba więc będzie taplać się radośnie nad brzegiem, o leżakowaniu  nie myśląc raczej absolutnie. Przygnębiona bardzo tym faktem, cały ranek spędziłam na rozmaitych przymiarkach - jakby tu ukryć to i owo. W końcu złapałam sopory kupon jedwabnego szyfonu, obrzuciłam go  i powstało mega paero. Ale to niestety  nie wszystko. Próbom związania go w najbardziej satysfakcjonujący sposób nie było końca. Każdy efekt był na początku niezadowalający. Wiązanie do  pasa odpada bo brzuch, na szyi zbyt dusząco. Przywiązałam wreszcie do ramiączek kostiumu i ulga, poczułam się bardzo komfortowo. Pierwsza próba podczas plażowania z dzieciakami w przydomowym ogródku wypadła celująco. Może w takim zakuciu będę wyglądać trochę dziwnie i podejrzanie, ale trudno najważniejsza moja swoboda i dobre samopoczucie.
No to się wygadałam i trochę mi ulżyło Na szczęście już za dwa miesiące jesień  i łatwiej będzie ukryć sadełko a i moda bardziej łaskawa dla czerni - no właśnie w następnym poście będzie o czerni- to jednak zdecydowanie mój kolor i zdecydowanie moja kolejna obsesja.

pozdrawiam

Aga





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz